poniedziałek, 24 grudnia 2018

piątek, 17 sierpnia 2018

Mallarme




Krzyżem grzbietu i skokiem wzbity
Z efemerycznej porcelany
Bez kwiatów w gorzką noc spowity
Wzlot jej szyi powstrzymany

Wiem, nigdy dwojgiem ust nie pito,
Kochanka ni mojej matki
Z tej samej ułudy gładkiej
Ja Sylf chłodnego sufitu.

Waza nie napełniona napojem
W niezgłębionym wdowieństwie swojem
Kona lecz broni się czczości,

Dziecinny mroków pocałunku!
Nic nie wróży podarunku
Co by tchnął różę w ciemności.
Stephane Mallarme (tłum. Mieczysław Jastrun)

            Surgi de la croupe et du bond
            D’une verrerie éphémère
            Sans fleurir la veillée amère
            Le col ignoré s’interrompt.

            Je crois bien que deux bouches n’ont
            Bu, ni son amant ni ma mère,
            Jamais à la même Chimère,
            Moi, sylphe de ce froid plafond!

            Le pur vase d’aucun breuvage
            Que l’inexhaustible veuvage
            Agonise mais ne consent,

            Naïf baiser des plus funèbres!
            A rien expirer annonçant
            Une rose dans les ténèbres.
 Stephane Mallarme Collected Poems with Parallel French Text, Oxford University Press, New York, 2006

            Już pierwsze wersy można odczytać jako zaproszenie do heideggerowego świata wy-darzania. „Wy-darzanie jest rozkołysanym w sobie obszarem, za sprawą którego człowiek i bycie dosięgają się nawzajem w swej istocie, uzyskują to, co w nich istoczące, tracąc określenia, które użyczyła im metafizyka. Martin Heidegger (a w tle melancholijnie wybrzmiewa ów heideggerowy „leap” - „neglected neck stops short” przetłumaczone jako „wzbity skok […] wzlotem szyi powstrzymany”. W takim rozkołysanym nastroju dobrze jest spróbować posłuchać języka Mallarmego. Mallarme nie chciał malować obiektów. Mallarme oddawał wrażenia - efekty. 
        Wiersze Mallarmego oddychają. . Mallarme zaprasza do swojego świata jedynie poprzez zapach; owe Wrażenia- Efekty. W otwartej dłoni trzyma metafory - nibysłowa, które zanim dostrzeżone niechybnie odlecą. 
Na pierwszym planie unosi się Duch powietrza. Sylf to Duch powietrza, a może precyzyjniej by rzec Dusza powietrza? Sylf pochodzi od greckiego słowa „Nymphe”.Sylf jest bezcie­lesnym ucieleśnieniem powietrza. Jest to stworzenie o wielkich skrzydłach, które pozwalają mu szybować wysoko po niebie. Wierzy się, że Sylf króluje w świecie snów i marzeń. Domem Sylfa są sny i marzenia. Sylfy czują, że ich gatunek jest na skraju wymarcia, posiadają ową bolesną świadomość. Sylf, gdy przyrzecze chronić, chroni aż do własnej śmierci; z Sylfem może przyjaźnić się jedynie człowiek o czystej duszy. Czy Sylfa można zniewolić? Rozmyślając nad opozycją powietrze- mrok w pierwszym odruchu chciałoby się ją unieważnić. Powietrze nie lęka się mroku. Mrok nie przenika powietrza. Sylf nie trwoży się więzieniem-sufitem, choć przenika go chłód.

Moi, sylphe de ce froid plafond!
Ja Sylf chłodnego sufitu

            Czy ten wers jest Sylfim buntem przeciwko zniewoleniu? Czy też może Sylf, król świata snu, owym sufitem włada? Skąd zatem chłód? Może chłód wiałby od świata – sufitowego ograniczenia? W tle widnieje róża. A Sylfi atrybut to nóż... Do róży powrócimy. Przystańmy przy pytaniu o to, kto próbowałby ujarzmić, zniewolić Sylfa? Jedyny zaimek wskazujący, jaki widnieje w wierszu, to ‘Ja‘. Reszta jest bezosobowa. Wiersz milczy, nie zostało w nim wypowiedziane ani jedno słowo, choć cały kona. Wiersz -  Sylf, choć umiera, wzdraga się przed pożywieniem.

Agonise mais ne consent
Kona lecz broni się czczości

            Czyżby echo „eat your dasein”? Pomiędzy pustką braku pożywienia
a ciemnością wije się róża. Przeczuwa spotkanie z mrokiem. Czy lęka się mroku? Jako czarna objawi się w postaci symbolu śmierci i przemijania. Róża to Sylf? 

Idźmy dalej.
Le col ignore s’interrompt
Wzlot jej szyi powstrzymany
            Lot istoty skrzydlatej jest symbolem pragnienia. I ów złowieszczy pocałunek – podarunek, do którego wrócimy.     
            Sylf a sufit raz jeszcze, teraz z odcieniem pragnienia. Przemoc bez si­ły czy przemoc z braku pragnienia? Czy jako oxymoron jawił się interpretacją, że zanegowane pragnienie powstrzymuje lot? Innymi słowy, czy Sylf się samowięzi? 

Le pur vase d’aucun breuvage
Őue l’inexhaustible veuvage

Waza nie napełniona napojem 
W niezgłębionym wdowieństwie swojem
            Lot Ducha (Duszy...) ku ciemności może być odczytany co najmniej dwojako: jako niemożność pochwycenia pragnienia bądź jako gest jego odrzucenia. Ten bowiem pocałunek to gest dziecinny, mrocznie dziecinny, a w swej dziecięcej niewinności boleśnie śmiertelny:
Naïf baiser des plus funèbres!
A rien expirer annonçant
Une rose dans les ténèbres.

Dziecinny mroków pocałunku!
Nic nie wróży podarunku
Co by tchnął różę w ciemności.

 Wracając do róży: czy jest ona rzeczywiście ową symboliczną czarną różą? 

Une rose dans les tenebres

            Róża znajduje się w ciemności. Mroczna to optyka, lecz taka, która nie domyka znaczeń, a raczej otwiera na niejednoznaczność.
            Pocałunek (ten trupi, nieskalany, dziecinny gest) - gest posiadania rozrywa naturę pragnienia wtłaczając Sylfa-Różę w mroki. Może to jest trop? W wierszu ów niejasny pocałunek ustanowiony jest jako dar (już samo słowo „dar” mieni się taką wieloznacznością odcieni...). Owa sceneria pocałunku- daru sama w sobie jest wy-darzaniem: Bezcielesne ucieleśnienie powietrza (arche?) jest skonfrontowane z cielesnością. Powietrze - symbol wolności i pocałunek - symbol siły żywotnej, a pomiędzy nimi „dar”.

Je crois bien que deux bouches n’ont
Bu, ni son amant ni ma mere,
Jamais a la meme Chimere

Wiem, nigdy dwojgiem ust nie pito,
Kochanka ni mojej matki
Z tej samej ułudy gładkiej

            Czy takowy pejzaż to niemożliwy akt kreacji? Czyżby Sylf szybować w chmurach mógł jedynie bez kwiatów, w noc gorzką spowity? 
Derrida rzekłby: „co jest przed pytaniem”?

Ślad. Tylko i aż.
Spotkanie z Innym zaciera ślad. Tylko i aż.

środa, 15 sierpnia 2018

13 powrotów




13 POWROTÓW (fragment)
reż. Wiktoria Szymańska
Wielka Brytania, Polska, Brazylia 2017 / 64’


Siedem osób wspomina bliskich. Ich głosy wybrzmiewają po polsku, hiszpańsku, angielsku – jedyne, co łączy tych ludzi, to dojmujące poczucie straty. Nie tracąc czasu na zbędne wyjaśnienia, w swoim filmowym eseju Wiktoria Szymańska bada tajemnicę życia po śmierci. Zmarli i żyjący, delikatnie poprowadzeni jej ręką, spotykają się gdzieś pomiędzy dwoma światami – wciąż oglądając się za siebie jak mityczny Orfeusz. Rozdzieleni niewidzialną barierą, wymieniają się mglistymi wspomnieniami wspólnych spacerów po plaży, wieczornych tańców, rodzinnej bliskości. Mglistymi, bo zwodnicza pamięć nie pokazuje niczego w idealnej rozdzielczości.