wtorek, 31 października 2023

Hugo Draxler "Kronos pożeracz" - (fragment) przepięknej książki

 

... jak ochłonęłam z pierwszego wrażenia to chyba to, co najbardziej zachwyca to język, który momentami ugina się, ale nie łamie; to już nawet nie jest proza poetycka - to jest poezja pisana prozą, to jest taka książka, która czasem zdarza się tylko raz w życiu...

tu jest fragment książki przeze mnie czytany
https://drive.google.com/file/d/15bzXWs7jTH1tLIgXlX4AXhpvSxU5ibu-/view?usp=share_link





piątek, 28 stycznia 2022

motyl


 Josif Brodski


Motyl

I

Mam rzec, że jesteś martwy?
Lecz żyłeś tylko
dobę; smutne, motylku,
są Stwórcy żarty!
Słowo ”żyć” pusto brzmi,
gdy kilka godzin
dzieli śmierć od narodzin,
i trudno mi
w jednej daty granice,
w ten dzień niedługi
wtłoczyć jedno i drugie -
i śmierć, i życie.

II

Bo dni są dla nas, żywych,
niczym. I tyle:
niczym. Dni nie przyszpili
wzrok, by się żywić
ich barwą: one mkną
na swym tle białym
niewidzialne, bez ciała,
ulotne. Są
jak ty: powiem inaczej –
dzień, pomniejszony
do trwania twej agonii,
czyż wiele znaczy?

III

Mam rzec, że ciebie wcale
nie ma? Lecz barwy
z twych skrzydeł się nie starły:
istnieją dalej,
jak istniały. Kto im
wciąż podpowiada,
jak mają się układać?
A ja, ze swym
gliniastym, ciężkim słowem,
z mową bezbarwną,
jak mam dorównać farbom
palety owej?

IV

Na twych rozwartych skrzydłach
rzęsy, źrenice, -
dziewice pięknolice,
ptaki, straszydła?
Czyja na tobie twarz
sportretowana
w przelocie? W cętkach, w plamach,
jakimi trwasz
martwymi naturami
pośród żywiołów?
Co w tobie tkwi: ryb połów?
stół z owocami?

V

Może jesteś pejzażem?
Może przez lupę
dostrzegę w tobie grupę
nimf, pląsy, plażę?
Czy jasno tam jak w dzień?
czy mroki nocne
panują? Jakie słońce
rozjaśni cień,
gdy nad pejzażem wstanie?
Jakie w nim chmury?
I jakiej jest natury
odwzorowaniem?

VI

Myślę, żeś jest zarazem
i tym, i owym:
gwiazdą, głębiną, głową,
rzeczą, pejzażem.
Jakiż to złotnik siadł
i, brwi nie chmurząc,
w tobie jak w miniaturze
wyrył ten świat,
gdzie wszystko oszałamia,
zwodzi i przeczy,
gdzieś tyś jest - myśl o rzeczy,
a my - rzecz sama?

VII

Powiedz, czemu ten deseń
dostał się tobie
na jedną tylko dobę,
skoro trwa przestrzeń,
odbita w rtęci wód
wiecznie i wiernie?
Tak krótki jest twój termin,
że skrzydeł cud
daremny jest: tak rzadko
trzepoczesz w dłoni
lub umykasz pogoni
zbieracza z siatką.

VIII

Nie powiesz mi niczego;
lecz nie z przyczyny
bojaźni ani winy,
i nie dlatego,
żeś martwy i żeś motyl.
Żywe czy zmarłe
każde stworzenie marne
na znak wspólnoty
głos ma od Boga dla
brzmienia, znaczenia:
dla przedłużenia mgnienia,
minuty, dnia.

IX

Tobie – nikt nie wypłacił
owej zaliczki.
Lecz po cóż na nią liczyć?
I z jakiej racji
masz się znaleźć w rejestrze
dłużników nieba?
Nie smuć się: widać trzeba,
abyś był jeszcze
niemy, słaby i wczesny
(ciężar słów – męczy):
bardziej niż czas bezdźwięczny
i bezcielesny.

X

Zbyt śmiertelny, by bać się,
lekki, nieczuły,
wzlatujesz nad kopułę
klombu, tak właśnie,
jakby ci uciec przyszło
z zaduchu więzień,
gdzie tkwią „było” i „będzie”,
przeszłość i przyszłość;
i kiedy lecisz w dal,
nad kwiaty polne,
jest tak, jak gdybyś formę
powietrzu dał.

XI

Tak właśnie pióro czyni,
mknąc po otwartych
równinach śnieżnej karty,
nie wiedząc, czyli
z zapisywanych stron
sens czy nonsens powstaje –
ono się tylko zdaje
na mądrą dłoń,
dłoń, w której palcach nieme
słowo pulsuje,
nie pył z kwiatów zdejmując,
lecz z ramion brzemię.

XII

Takie piękno, z tak bliską
śmiercią złączone,
orze czoło zmęczoną
bruzdą domysłu:
trudno dowieść jaskrawiej,
że – przyjacielu –
świat stworzono bez celu,
a jeśli nawet,
to cel nie w nas jest, bracie
Entomologu,
ale w światła i mroku
wiecznym kieracie.

XIII

Pożegnać cię już, skoro
giniesz z dniem razem?
Są ludzie, których rozum
pokrywa porost
zapomnienia; lecz czy
winni są sami?
Wszak mają za plecami
nie miękkich dni
małżeńską pościel, i nie
mrok snu bez rojeń,
i nie przeszłość – lecz twoje
skrzydła jedynie!

XIV

Tyś jest bardziej niż Niczym.
A raczej: jesteś
widoczniejszy i przez to
bliższy. Lecz wliczam
cię do Nicości krewnych.
Twoja śmierć wczesna
Ją właśnie ucieleśnia;
dlatego pewnie
jesteś w zamęcie dnia
godzien choć słowa,
ty - przejrzysta przesłona,
co dzieli ”Nic” od “Ja”.

1972

tłum. Stanisław Barańczak

poniedziałek, 24 grudnia 2018

piątek, 17 sierpnia 2018

Mallarme




Krzyżem grzbietu i skokiem wzbity
Z efemerycznej porcelany
Bez kwiatów w gorzką noc spowity
Wzlot jej szyi powstrzymany

Wiem, nigdy dwojgiem ust nie pito,
Kochanka ni mojej matki
Z tej samej ułudy gładkiej
Ja Sylf chłodnego sufitu.

Waza nie napełniona napojem
W niezgłębionym wdowieństwie swojem
Kona lecz broni się czczości,

Dziecinny mroków pocałunku!
Nic nie wróży podarunku
Co by tchnął różę w ciemności.
Stephane Mallarme (tłum. Mieczysław Jastrun)

            Surgi de la croupe et du bond
            D’une verrerie éphémère
            Sans fleurir la veillée amère
            Le col ignoré s’interrompt.

            Je crois bien que deux bouches n’ont
            Bu, ni son amant ni ma mère,
            Jamais à la même Chimère,
            Moi, sylphe de ce froid plafond!

            Le pur vase d’aucun breuvage
            Que l’inexhaustible veuvage
            Agonise mais ne consent,

            Naïf baiser des plus funèbres!
            A rien expirer annonçant
            Une rose dans les ténèbres.
 Stephane Mallarme Collected Poems with Parallel French Text, Oxford University Press, New York, 2006

            Już pierwsze wersy można odczytać jako zaproszenie do heideggerowego świata wy-darzania. „Wy-darzanie jest rozkołysanym w sobie obszarem, za sprawą którego człowiek i bycie dosięgają się nawzajem w swej istocie, uzyskują to, co w nich istoczące, tracąc określenia, które użyczyła im metafizyka. Martin Heidegger (a w tle melancholijnie wybrzmiewa ów heideggerowy „leap” - „neglected neck stops short” przetłumaczone jako „wzbity skok […] wzlotem szyi powstrzymany”. W takim rozkołysanym nastroju dobrze jest spróbować posłuchać języka Mallarmego. Mallarme nie chciał malować obiektów. Mallarme oddawał wrażenia - efekty. 
        Wiersze Mallarmego oddychają. . Mallarme zaprasza do swojego świata jedynie poprzez zapach; owe Wrażenia- Efekty. W otwartej dłoni trzyma metafory - nibysłowa, które zanim dostrzeżone niechybnie odlecą. 
Na pierwszym planie unosi się Duch powietrza. Sylf to Duch powietrza, a może precyzyjniej by rzec Dusza powietrza? Sylf pochodzi od greckiego słowa „Nymphe”.Sylf jest bezcie­lesnym ucieleśnieniem powietrza. Jest to stworzenie o wielkich skrzydłach, które pozwalają mu szybować wysoko po niebie. Wierzy się, że Sylf króluje w świecie snów i marzeń. Domem Sylfa są sny i marzenia. Sylfy czują, że ich gatunek jest na skraju wymarcia, posiadają ową bolesną świadomość. Sylf, gdy przyrzecze chronić, chroni aż do własnej śmierci; z Sylfem może przyjaźnić się jedynie człowiek o czystej duszy. Czy Sylfa można zniewolić? Rozmyślając nad opozycją powietrze- mrok w pierwszym odruchu chciałoby się ją unieważnić. Powietrze nie lęka się mroku. Mrok nie przenika powietrza. Sylf nie trwoży się więzieniem-sufitem, choć przenika go chłód.

Moi, sylphe de ce froid plafond!
Ja Sylf chłodnego sufitu

            Czy ten wers jest Sylfim buntem przeciwko zniewoleniu? Czy też może Sylf, król świata snu, owym sufitem włada? Skąd zatem chłód? Może chłód wiałby od świata – sufitowego ograniczenia? W tle widnieje róża. A Sylfi atrybut to nóż... Do róży powrócimy. Przystańmy przy pytaniu o to, kto próbowałby ujarzmić, zniewolić Sylfa? Jedyny zaimek wskazujący, jaki widnieje w wierszu, to ‘Ja‘. Reszta jest bezosobowa. Wiersz milczy, nie zostało w nim wypowiedziane ani jedno słowo, choć cały kona. Wiersz -  Sylf, choć umiera, wzdraga się przed pożywieniem.

Agonise mais ne consent
Kona lecz broni się czczości

            Czyżby echo „eat your dasein”? Pomiędzy pustką braku pożywienia
a ciemnością wije się róża. Przeczuwa spotkanie z mrokiem. Czy lęka się mroku? Jako czarna objawi się w postaci symbolu śmierci i przemijania. Róża to Sylf? 

Idźmy dalej.
Le col ignore s’interrompt
Wzlot jej szyi powstrzymany
            Lot istoty skrzydlatej jest symbolem pragnienia. I ów złowieszczy pocałunek – podarunek, do którego wrócimy.     
            Sylf a sufit raz jeszcze, teraz z odcieniem pragnienia. Przemoc bez si­ły czy przemoc z braku pragnienia? Czy jako oxymoron jawił się interpretacją, że zanegowane pragnienie powstrzymuje lot? Innymi słowy, czy Sylf się samowięzi? 

Le pur vase d’aucun breuvage
Őue l’inexhaustible veuvage

Waza nie napełniona napojem 
W niezgłębionym wdowieństwie swojem
            Lot Ducha (Duszy...) ku ciemności może być odczytany co najmniej dwojako: jako niemożność pochwycenia pragnienia bądź jako gest jego odrzucenia. Ten bowiem pocałunek to gest dziecinny, mrocznie dziecinny, a w swej dziecięcej niewinności boleśnie śmiertelny:
Naïf baiser des plus funèbres!
A rien expirer annonçant
Une rose dans les ténèbres.

Dziecinny mroków pocałunku!
Nic nie wróży podarunku
Co by tchnął różę w ciemności.

 Wracając do róży: czy jest ona rzeczywiście ową symboliczną czarną różą? 

Une rose dans les tenebres

            Róża znajduje się w ciemności. Mroczna to optyka, lecz taka, która nie domyka znaczeń, a raczej otwiera na niejednoznaczność.
            Pocałunek (ten trupi, nieskalany, dziecinny gest) - gest posiadania rozrywa naturę pragnienia wtłaczając Sylfa-Różę w mroki. Może to jest trop? W wierszu ów niejasny pocałunek ustanowiony jest jako dar (już samo słowo „dar” mieni się taką wieloznacznością odcieni...). Owa sceneria pocałunku- daru sama w sobie jest wy-darzaniem: Bezcielesne ucieleśnienie powietrza (arche?) jest skonfrontowane z cielesnością. Powietrze - symbol wolności i pocałunek - symbol siły żywotnej, a pomiędzy nimi „dar”.

Je crois bien que deux bouches n’ont
Bu, ni son amant ni ma mere,
Jamais a la meme Chimere

Wiem, nigdy dwojgiem ust nie pito,
Kochanka ni mojej matki
Z tej samej ułudy gładkiej

            Czy takowy pejzaż to niemożliwy akt kreacji? Czyżby Sylf szybować w chmurach mógł jedynie bez kwiatów, w noc gorzką spowity? 
Derrida rzekłby: „co jest przed pytaniem”?

Ślad. Tylko i aż.
Spotkanie z Innym zaciera ślad. Tylko i aż.

środa, 15 sierpnia 2018

13 powrotów




13 POWROTÓW (fragment)
reż. Wiktoria Szymańska
Wielka Brytania, Polska, Brazylia 2017 / 64’


Siedem osób wspomina bliskich. Ich głosy wybrzmiewają po polsku, hiszpańsku, angielsku – jedyne, co łączy tych ludzi, to dojmujące poczucie straty. Nie tracąc czasu na zbędne wyjaśnienia, w swoim filmowym eseju Wiktoria Szymańska bada tajemnicę życia po śmierci. Zmarli i żyjący, delikatnie poprowadzeni jej ręką, spotykają się gdzieś pomiędzy dwoma światami – wciąż oglądając się za siebie jak mityczny Orfeusz. Rozdzieleni niewidzialną barierą, wymieniają się mglistymi wspomnieniami wspólnych spacerów po plaży, wieczornych tańców, rodzinnej bliskości. Mglistymi, bo zwodnicza pamięć nie pokazuje niczego w idealnej rozdzielczości.